Już prawie miesiąc jesteśmy u Coryego i od prawie miesiąca remontujemy jego dom w Blenheim. Do tej pory nie chwaliliśmy się naszymi osiągnięciami ale nadszedł ten moment, że mamy co pokazać. Co prawda na razie jest skończona dopiero połowa domu ale duma nas rozpiera i codziennie napawamy się owocami naszej pracy.
Tempo może nie jest oszałamiające ale na usprawiedliwienie muszę powiedzieć, że podczas remontowania jak zawsze wychodzą coraz to nowe rzeczy, które trzeba pilnie naprawiać. Tym bardziej, że jakość domów w których mieszkają Nowozelandczycy mówiąc delikatnie nie jest oszałamiająca. Dlatego też w międzyczasie musieliśmy się zmierzyć z cieknącym dachem, wypadającymi szybami z okien czy ponownym malowaniem części dachu, który nie był dobrze przedtem wyczyszczony. Nasza wrodzona polska dokładność :o) nie pozwala nam pobieżnie przygotować drewnianego domu do malowania, więc przez dwa tygodnie zdzieraliśmy starą farbę, szlifowaliśmy deski, szpachlowaliśmy deski, szlifowaliśmy deski, szpachlowaliśmy deski….. Potem nakładaliśmy podkład, jeszcze raz gładziliśmy ściany tak żeby można było bez wyrzutów sumienia przystąpić do malowania. Pogoda też nie zawsze z nami współpracowała i kilka dni nam uciekło. Tym bardziej, że jest już coraz chłodniej i ze względu na dużą wilgotność możemy teoretycznie teraz malować tylko między 10:00 a 14:00. Nasza działalność nie ogranicza się tylko do malowania ale bawimy się także w architektów ogrodu. Żeby uporządkować trochę boczny wjazd koło domu ścięliśmy sporo krzewów i drzewo. Tak to właśnie ewoluuje nasz wkład w upiększanie Nowej Zelandii.
Przy okazji naszego pobytu w Seddon dokonaliśmy też małej metamorfozy kuchni w domu w którym mieszkamy. Niedużym kosztem ale sporym wkładem pracy, pomalowaliśmy szafki (oczywiście wcześniej szlifując je i usuwając starą farbę), wymieniliśmy rączki oraz pomalowaliśmy ściany i sufit. Żeby być w pełni sprawiedliwym muszę zaznaczyć, że sporą część tej pracy wykonały nasze dziewczęta. Twardo malowały ściany, usuwały jakieś kilkudziesięcioletnie warstwy kurzu i tłuszczu z szafek i odkręcały drzwiczki i rączki.
Efekty naszej pracy można zobaczyć w galerii powyżej :o)
A gdzie basen, podwieszane tarasy noi płotek został nie tknięty...:P
OdpowiedzUsuńSpoko, spoko. Takie cuda to możemy zrobić na Botanicznej więc możesz odwołać swoją ekipę :)
OdpowiedzUsuńszacun :)
OdpowiedzUsuńczekam na Was z malowaniem mojego mieszkania!!!
Nie ma problemu. Za nocleg i wyżywienie zrobimy wszystko :o)
OdpowiedzUsuńwow! extreme! gratuluje:)
OdpowiedzUsuńhahaha, uwielbiam logo :D well done my friends!
OdpowiedzUsuń