piątek, 2 listopada 2012

Murcia i kolejne dni plażowania.


W środę w dalszym ciągu nie byliśmy jeszcze gotowi, żeby iść na plażę i drażnić naszą skórę kolejną porcją słońca. Wybraliśmy więc wariant asekuracyjny i postanowiliśmy zrobić sobie spokojny spacer wzdłuż wybrzeża Torrevieja. O ile spacer w „tamtą” stronę zawsze przebiega nam bardzo przyjemnie i szybko o tyle droga powrotna (pod górę) dłuży się niesamowicie. Większość ulic jest tutaj jednokierunkowych i przecinają się pod kątem prostym. Tworzy to swego rodzaju siatkę i przemieszczanie się z pozycji pieszego jest dosyć przyjemne bo kierowcy przeważnie od razu zatrzymują się i przepuszczają nawet jeśli nie czeka się przy pasach ale na skrzyżowaniu ulic. Dodatkowo można zauważyć dużo udogodnień dla osób starszych, które z chęcią przyjeżdżają w te rejony aby cieszyć się słońcem dużo dłużej niż w domu. Przy każdym skrzyżowaniu są specjalne podjazdy, które umożliwiają sprawne wejście lub wjechanie na chodnik (także wózkiem dziecięcym :o) ). Jest też sporo sklepów z wyposażeniem mającym na celu ułatwienie życia w przypadku różnego rodzaju ograniczeń czy schorzeń. Natomiast przez kilka pierwszych dni ciężko mi się jeździło samochodem po takich miejscowościach. Najlepiej było wybierać drogi z pierwszeństwem przejazdu ale nie zawsze było to możliwe. Czasem trzeba było jechać drogą podporządkowaną, która co 50 – 70 metrów przecinała drogę z pierwszeństwem. Problem polega na tym, że za każdym razem dojeżdżało się do drogi jednokierunkowej ale nie wiadomo do końca z której strony można się spodziewać samochodu i trzeba się mocno wychylić żeby zobaczyć czy można przejechać. A jak ktoś jest na głównej to się nie przejmuje i leci przez kolejne przecznice więc nie można się też za bardzo wychylić. Na szczęście ruch nie jest tu duży więc w miarę bezboleśnie udało mi się oswoić z tutejszą organizacją ruchu. Jeśli natomiast chodzi o komfort jazdy poza miastem to jest on do pozazdroszczenia. Sieć dróg ekspresowych i autostrad jest bardzo dobrze rozbudowana. Można wręcz powiedzieć że aż za bardzo, bo od kilku lat Hiszpanie borykają się z problemami w utrzymaniu płatnych odcinków autostrad, które można bezboleśnie ominąć równie dobrymi i bezpłatnymi autostradami. Zapewne nadłoży się z kilkanaście, kilkadziesiąt kilometrów ale i tak będzie to bardziej opłacalne niż częste korzystanie z odrobinę krótszego ale płatnego odcinka. Jedynie drogi nad samym wybrzeżem, które łączą poszczególne miejscowości wypoczynkowe są trochę upierdliwe bo co kilometr są ronda.
Murcia do której wybraliśmy się w czwartek leży około 70 kilometrów w głąb lądu czyli niecała godzina drogi. Pogoda nie była już tak urocza jak przez ostatnie trzy dni ale nie padało więc nie było źle (i tak większość zwiedzania zaplanowaliśmy „w środku”). Główną atrakcją wartą zobaczenia jest Real Casino Murcia – dawny klub dla miejskiej elity, który po odrestaurowaniu został udostępniony do zwiedzania. Dodatkowym plusem jest to, że jest on czynny przez cały dzień a nie jak znaczna większość zabytków czy muzeów do 13 a potem po 16:30. Strasznie to rozbija dzień, bo ale trzeba przyjechać bardzo wcześnie i korzystać do 13 a potem przez 3 godziny gdzieś czymś się zająć albo przyjechać przed 16 i zwiedzać do 20. No ale taki to już urok siesty. My wybieraliśmy przeważnie wariant drugi czyli powolne rozpoczynanie dnia i przyjazd na miejsce koło 15-16. Plusem tego, że jesteśmy tu w październiku i listopadzie to brak tłumów. W miarę łatwo można znaleźć miejsce do zaparkowania, nie ma kolejek a często jesteśmy jedynymi zwiedzającymi i mamy prywatnego przewodnika :o) Tak też było w Museo Santa Clara oraz Museo de la Iglesia de San Juan. Pierwsze miejsce to klasztor sióstr klarysek, które żyją pod ścisłą klauzulą. Zostało ich już tylko 6 bo jak nam tłumaczył oprowadzający nas przewodnik, nie ma chętnych żeby wstąpić do tak restrykcyjnego klasztoru. Większość młodych kobiet, które wybierają życie zakonnic woli pozostawać w kontakcie ze światem i pracować jako pielęgniarki albo katechetki. W tym muzeum można zobaczyć duży zbiór figur przedstawiających różnych świętych oraz relikwiaże. Co niespotykane u nas, wszystkie figury Matki Boskiej czy Jezusa w kościołach czy muzeach miały prawdziwe włosy oraz bardzo bogato zdobione suknie.
Wybraliśmy się jeszcze do katedry, która jak to większość katedr w Hiszpanii była budowana przez kilka wieków. Zaczynali, nie mogli skończyć  i może dlatego są one tak potężne i bogato zdobione. Katedra w Murci ma 23 kaplice, każda wykończona w swój charakterystyczny sposób oraz bogato zdobiony ołtarz główny. Jak w większości kościołów czy muzeów w których byliśmy panowała cisza, którą Filip postanawiał urozmaicać swoim głosem. Zaczynał wtedy gadać, wołać i wydawał się zachwycony akustyką każdego nowego miejsca. Jak tylko wychodziliśmy na zewnątrz jego zainteresowanie artykułowaniem nowych dźwięków nagle znikało. Na szczęście wzbudzał tylko uśmiechy pozostałych zwiedzających. Gorzej będzie jak z wiekiem mu to nie przejdzie bo wtedy nie będzie już chyba mógł liczyć na taką pobłażliwość otoczenia :o)
Piątek znowu piękny i słoneczny i tym razem już mogliśmy bezboleśnie wybrać się na cały dzień na plażę. Filip nawet zaprzyjaźnił się z piaskiem i to organoleptycznie jak widać na poniższym filmie:




Po powrocie z plaży szybkie pakowanie bo jutro wyruszamy do Madrytu i Toledo !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz