W środę w dalszym ciągu nie byliśmy jeszcze gotowi, żeby iść
na plażę i drażnić naszą skórę kolejną porcją słońca. Wybraliśmy więc wariant
asekuracyjny i postanowiliśmy zrobić sobie spokojny spacer wzdłuż wybrzeża
Torrevieja. O ile spacer w „tamtą” stronę zawsze przebiega nam bardzo
przyjemnie i szybko o tyle droga powrotna (pod górę) dłuży się niesamowicie. Większość
ulic jest tutaj jednokierunkowych i przecinają się pod kątem prostym. Tworzy to
swego rodzaju siatkę i przemieszczanie się z pozycji pieszego jest dosyć
przyjemne bo kierowcy przeważnie od razu zatrzymują się i przepuszczają nawet
jeśli nie czeka się przy pasach ale na skrzyżowaniu ulic. Dodatkowo można
zauważyć dużo udogodnień dla osób starszych, które z chęcią przyjeżdżają w te
rejony aby cieszyć się słońcem dużo dłużej niż w domu. Przy każdym skrzyżowaniu
są specjalne podjazdy, które umożliwiają sprawne wejście lub wjechanie na
chodnik (także wózkiem dziecięcym :o) ). Jest też sporo sklepów z wyposażeniem
mającym na celu ułatwienie życia w przypadku różnego rodzaju ograniczeń czy
schorzeń. Natomiast przez kilka pierwszych dni ciężko mi się jeździło
samochodem po takich miejscowościach. Najlepiej było wybierać drogi z pierwszeństwem
przejazdu ale nie zawsze było to możliwe. Czasem trzeba było jechać drogą
podporządkowaną, która co 50 – 70 metrów przecinała drogę z pierwszeństwem.
Problem polega na tym, że za każdym razem dojeżdżało się do drogi
jednokierunkowej ale nie wiadomo do końca z której strony można się spodziewać
samochodu i trzeba się mocno wychylić żeby zobaczyć czy można przejechać. A jak
ktoś jest na głównej to się nie przejmuje i leci przez kolejne przecznice więc
nie można się też za bardzo wychylić. Na szczęście ruch nie jest tu duży więc w
miarę bezboleśnie udało mi się oswoić z tutejszą organizacją ruchu. Jeśli
natomiast chodzi o komfort jazdy poza miastem to jest on do pozazdroszczenia. Sieć
dróg ekspresowych i autostrad jest bardzo dobrze rozbudowana. Można wręcz
powiedzieć że aż za bardzo, bo od kilku lat Hiszpanie borykają się z problemami
w utrzymaniu płatnych odcinków autostrad, które można bezboleśnie ominąć równie
dobrymi i bezpłatnymi autostradami. Zapewne nadłoży się z kilkanaście,
kilkadziesiąt kilometrów ale i tak będzie to bardziej opłacalne niż częste
korzystanie z odrobinę krótszego ale płatnego odcinka. Jedynie drogi nad samym
wybrzeżem, które łączą poszczególne miejscowości wypoczynkowe są trochę upierdliwe
bo co kilometr są ronda.
Murcia do której wybraliśmy się w czwartek leży około 70
kilometrów w głąb lądu czyli niecała godzina drogi. Pogoda nie była już tak
urocza jak przez ostatnie trzy dni ale nie padało więc nie było źle (i tak
większość zwiedzania zaplanowaliśmy „w środku”). Główną atrakcją wartą zobaczenia
jest Real Casino Murcia – dawny klub dla miejskiej elity, który po
odrestaurowaniu został udostępniony do zwiedzania. Dodatkowym plusem jest to,
że jest on czynny przez cały dzień a nie jak znaczna większość zabytków czy
muzeów do 13 a potem po 16:30. Strasznie to rozbija dzień, bo ale trzeba
przyjechać bardzo wcześnie i korzystać do 13 a potem przez 3 godziny gdzieś
czymś się zająć albo przyjechać przed 16 i zwiedzać do 20. No ale taki to już urok
siesty. My wybieraliśmy przeważnie wariant drugi czyli powolne rozpoczynanie
dnia i przyjazd na miejsce koło 15-16. Plusem tego, że jesteśmy tu w
październiku i listopadzie to brak tłumów. W miarę łatwo można znaleźć miejsce
do zaparkowania, nie ma kolejek a często jesteśmy jedynymi zwiedzającymi i mamy
prywatnego przewodnika :o) Tak też było w Museo Santa Clara oraz Museo de la
Iglesia de San Juan. Pierwsze miejsce to klasztor sióstr klarysek, które żyją
pod ścisłą klauzulą. Zostało ich już tylko 6 bo jak nam tłumaczył oprowadzający
nas przewodnik, nie ma chętnych żeby wstąpić do tak restrykcyjnego klasztoru.
Większość młodych kobiet, które wybierają życie zakonnic woli pozostawać w
kontakcie ze światem i pracować jako pielęgniarki albo katechetki. W tym muzeum
można zobaczyć duży zbiór figur przedstawiających różnych świętych oraz
relikwiaże. Co niespotykane u nas, wszystkie figury Matki Boskiej czy Jezusa w
kościołach czy muzeach miały prawdziwe włosy oraz bardzo bogato zdobione
suknie.
Wybraliśmy się jeszcze do katedry, która jak to większość
katedr w Hiszpanii była budowana przez kilka wieków. Zaczynali, nie mogli
skończyć i może dlatego są one tak
potężne i bogato zdobione. Katedra w Murci ma 23 kaplice, każda wykończona w
swój charakterystyczny sposób oraz bogato zdobiony ołtarz główny. Jak w
większości kościołów czy muzeów w których byliśmy panowała cisza, którą Filip
postanawiał urozmaicać swoim głosem. Zaczynał wtedy gadać, wołać i wydawał się
zachwycony akustyką każdego nowego miejsca. Jak tylko wychodziliśmy na zewnątrz
jego zainteresowanie artykułowaniem nowych dźwięków nagle znikało. Na szczęście
wzbudzał tylko uśmiechy pozostałych zwiedzających. Gorzej będzie jak z wiekiem
mu to nie przejdzie bo wtedy nie będzie już chyba mógł liczyć na taką
pobłażliwość otoczenia :o)
Piątek znowu piękny i słoneczny i tym razem już mogliśmy
bezboleśnie wybrać się na cały dzień na plażę. Filip nawet zaprzyjaźnił się z
piaskiem i to organoleptycznie jak widać na poniższym filmie:
Po powrocie z plaży szybkie pakowanie bo jutro wyruszamy do
Madrytu i Toledo !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz