Udało się ! Trochę z zaskoczenia bo nie było to planowane ale tak jest chyba najlepiej. Skoczyliśmy z Ewą na bungy na najsłynniejszym moście z którego można skakać. Kawarau Bridge jest kilka km za Queenstwon i to właśnie tam A.J. Hacket oddał pierwszy skok. Wrażeń ze skoku nie da się opisać, najlepiej to przeżyć. Te kilka sekund swobodnego lotu pozostają w pamięci i wywołują ogromną euforię. Po wszystkim wydaje się, że taki skok to nic trudnego ale jak się stoi na skraju podestu i 43 metry poniżej ma się tylko rwącą rzekę ciężko jest wykonać ten jeden krok do przodu.
Ewa: Moim największym może nie marzeniem ale wyzwaniem, miał być skok na bungy w Nowej Zelandii - samym sercu ekstremalnych sportów. Namówiłam więc Kubę jeszcze w Polsce, żeby skoczył ze mną bo sama się bałam :o) W sumie to długo nie musiałam go do tego pomysłu przekonywać, kwestią było tylko znalezienie odpowiedniego miejsca. Na szczęście los zaprowadził nas w okolice Queenstown na trochę dłużej, a jak wiadomo tu właśnie „wynaleziono” bungy, no i czegóż chcieć więcej… teraz musiałam już tylko mentalnie się do tego przygotować, powiedzieć sobie „Ewa dasz radę!” No i nadszedł niespodziewanie ten odpowiedni moment, choć wcale nie zdążyłam się pozytywnie nastawić na to wyzwanie…
Po dwóch tygodniach ciężkiej pracy musieliśmy na kilka dni wyjechać, bo nasz domek ma zająć już dużo wcześniej zapowiedziana Pani. Dla nas to świetna okzaja żeby jeszcze trochę pozwiedzać. Kuba porozsyłał maile do couchsurferów i mniej więcej ustalił trasę wycieczki. Pierwszym punktem naszej małej podróży było Arrowtown, złote miasteczko. Jest ono uznawane przez wiele osób za najładniejsze małe miasto Nowej Zelandii, w którym można podziwiać pozostałości po gorączce złota w latach 60-tych XIX w. Osobiście nie uważam, żeby było najładniejsze, ale swój urok i klimat niewątpliwie posiada. Po godzinnym spacerze ruszyliśmy dalej na północny wschód, po drodze zatrzymując się przy moście Kawarau, popatrzeć jak inni trzęsąc się ze strachu, pokonują największe swoje lęki i skaczą z mostu zawieszonego 43m nad rwącą rzeką. Okazało się, że to całe centrum, bardzo profesjonalnie przygotowane, z specjalną salą w której można zobaczyć liny i mocowania, oglądnąć film o historii bungy itp. Kubie wystarczył tylko szybki rzut oka, żeby ocenić sytuację i podjąć męską decyzję. Skaczemy. Jest piękna pogoda, jesteśmy w odpowiednim miejscu, więc nie ma na co czekać. Zapłaciliśmy mnóstwo pieniędzy, chociaż była Walentynowa promocja na skok, ale co tam, raz się żyje :o) Pani nas wyważyła, dała specjalny bilet i wysłała na most. Tam przejęła nas inna Pani i kazała grzecznie czekać w kolejce, co chwile rzucając śmiesznymi uwagami. Stojąc tam i oglądając tych co skakali pierwsi miałam ochotę wycofać się z całego biznesu, ale Kuba dzielnie mnie wspierał, nie okazując żadnego strachu. Trochę to trwało zanim usiedliśmy na podeście, żeby i nas zapiąć w uprząż. Dopiero wtedy nerwy mi puściły, a do Kuby dotarło, że za chwilę stracimy grunt pod nogami… Na szczęście ekipa jest bardzo miła, Pan który nas zapinał okazał się być Anglikiem i odgadł za drugim razem skąd jesteśmy (już nas sklasyfikował jako Rosjan ale się zreflektował jak tylko usłyszał że mówimy po angielsku :) ) i się okazało że za jego „kadencji” jesteśmy pierwszymi Polakami tu skaczącymi. Po całej procedurze zapinania i przypinania, postawili nas na nogi, kazali podejść do krawędzi, uśmiechnąć się do zdjęcia, policzyli szybko 5, 4, 3, 2, 1 i delikatnie popchnęli… zdążyłam powiedzieć o ku..wa i skoczyliśmy. Darłam się przeraźliwie Kubie w ucho całą drogę w dół, czyli jakieś 3,5 sekundy. Moment w którym spadasz z takiej wysokości, z prędkością której nie umiem obliczyć, czujesz że możesz już wszystko, że nie ma granic dla ciebie. Nie wiele pamiętam dokładnie jak to było bo emocje sięgały zenitu, mózg niewiele rejestrował, a serce waliło jak oszalałe, ale warto było i jeśli uda nam się skoczyć jeszcze raz, na pewno to zrobię.
Ekstra!!!!Pozazdrościć tego typu przypływu adrenaliny:)
OdpowiedzUsuńJesteście z południa Polski więc mieliście typowy akcent południowców i dlatego odróżniono Was od Rosjan.
OdpowiedzUsuńtata jak zwykle rejestruje tylko najbardziej fascynujące elementy Waszego opisu... hahaha!
OdpowiedzUsuń