niedziela, 26 czerwca 2011

Fao Fao i nowi znajomi.









Fao Fao Beach Fale to było miejsce naszego pobytu na wyspie Upolu. Malutka miejscowość na dokładnie przeciwnym końcu niż przystań promowa. Spodziewałem się, że będzie to rejon bardziej tętniący życiem niż Manase na Savaii, gdyż w pobliżu jest plaża Lalomanu opisywana jako najpiękniejsza plaża na Samoa. Nic bardziej mylnego. Południowe wybrzeże zostało nawiedzone 29 sierpnia 2009 roku przez tsunami, które zmiotło z powierzchni ziemi nadbrzeżne wioski. W Saleapaga, gdzie mieszkaliśmy większość ludzi przeniosła się w wyższe rejony wyspy pozostawiając w dole puste domy. W tylko tej okolicy zginęło 32 osoby co upamiętnia pomnik przed kościołem a ogólnie śmierć poniosło ponad 220 osób. Jednak życie toczy się dalej i Samoańczycy szybko odbudowali „ośrodki” turystyczne i znowu można wypoczywać na wspaniałych plażach. Przeważnie są to interesy prowadzone przez całe rodziny dzięki czemu mogliśmy podglądać niektóre z tradycyjnych zachowań. Był oczywiście pokaz taneczny Fia Fia, zakończony akrobacjami z ogniem, do posiłków często gospodarze grali na żywo i śpiewali (z różnym rezultatem :o) ) a także w niedzielny poranek mogliśmy oglądać przygotowania tradycyjnego lunchu.

To`ona`i to nazwa posiłku spożywanego po niedzielnej mszy. Przygotowania zaczynają się bladym świtem i zajmują się tym wyłącznie mężczyźni. Głównym miejscem przyrządzania jedzenia jest umu czyli duże ognisko w którym rozgrzewa się kamienie na których potem kładzie się jedzenie. Część osób zajmuje się obieraniem bread fruit – jest to lokalne warzywo, które po upieczeniu smakuje podobnie jak chleb, kolejna osoba obiera kokosy i ściera miąższ z którego potem będzie wyciskać mleczko. Głównym posiłkiem jest często wieprzowina, więc trzeba także złapać świnkę i ją oprawić. Nie jest to najprzyjemniejszy widok i Ewa potem nie mogła wziąć do ust mięsa z tego powodu :o) Tutejszym przysmakiem jest Palusami czyli zwinięte liście rośliny taro nadziewane mleczkiem kokosowym. Tak przygotowane potrawy zostawia się na palenisku i wszyscy idą na mszę do kościoła. Poszliśmy i my.

Msza była wyjątkowo długa jak na nasze standardy bo trwała 2 godziny ale mieliśmy okazję być świadkami samoańskiego ślubu :o) Prawdę powiedziawszy to nie było to nic nadzwyczajnego. Jak później wytłumaczył nam ksiądz, świeże małżeństwo żyło ze sobą już od dobrych kilku lat miało dzieci i postanowili, że czas najwyższy się pobrać. Czysta formalność, bez wyniosłych ceremonii. Ksiądz pobłogosławił, założyli sobie obrączki a potem wrócili na swoje miejsca przy czym kobieta siadła z przodu a świeży mąż 5 rzędu z tyłu. Oczywiście byliśmy jedynymi palagi jak tutaj nazywają białych więc zostaliśmy poproszeni aby wstać i coś powiedzieć o sobie :o) Mieliśmy też prywatne kazanie po angielsku bo ksiądz chciał nam wytłumaczyć o czym ono było. Ogólnie było bardzo miło, Samoańczycy dużo śpiewają i do tego mają bardzo radosne pieśni w przeciwieństwie do naszych. Często także podczas śpiewania jest podział na głosy męskie i damskie co brzmi świetnie. Wszystkie kobiety są ubrane na biało wraz z białymi kapeluszami a mężczyźni w swoich odświętnych koszulach i spódnicach.

W Fao Fao poznaliśmy także kilku bardzo miłych ludzi z którymi można było porozmawiać podczas posiłków. Co ciekawe spotkaliśmy m.in. małżeństwo z Nowej Zelandii mieszkające w Gore, które zna rodzinę Soperów z Athol a w szczególności ojca Richarda czyli brata Winstona oraz Adele. Strasznie ten świat mały. Przypadkowo też zaprzyjaźniliśmy się z parą z Australii. W poniedziałek rano wyjeżdżali na drugą wyspę a jako, że ostatni autobus odjechał z Salepaga o 7:00 rano my nie mieliśmy się jak dostać do wypożyczalni samochodów. Ewa więc ich szybko zaczepiła czy nie mogliby nas podrzucić w okolice Api bo tam łatwiej znaleźć autobus do miasta. Nie było łatwo ale to ze względu na ilość bagażu jaką mieli ze sobą. Przylecieli z Australii na Samoa na kilka dni, potem lecą na Hawaje na ślub znajomej a w drodze powrotnej do domu zatrzymują się w Queenstown w NZ aby pojeździć na snowboardzie. Mieli więc ze sobą ubrania od kostiumu kąpielowego po rękawiczki i kurtki zimowe oraz sprzęt do nurkowania. Deski na szczęście wypożyczają w NZ :o). Ściśnięci na tylnym siedzeniu i obładowani torbami ale szczęśliwi, że udało nam się złapać transport jechaliśmy przez całą wyspę. Okazało się, że dziewczyna jest ze stanów ale mieszka w Australii i pracuje jako biolog morski, głównie nurkując… A chłopak jest pilotem samolotów pasażerskich linii Virgin…. (ma 27 lat i jest o połowę chudszy ode mnie). Chciałem ich tam udusić :oD Ale przesympatycznie się nam rozmawiało, pozwiedzaliśmy wspólnie kilka miejsc po drodze i wymieniliśmy się kontaktami przy pożegnaniu. Okazało się później, że spotkaliśmy się w tym samym hotelu w Apii gdzie my czekaliśmy na wylot a oni robili sobie krótki odpoczynek przed lotem na Hawaje.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz