
Dzisiejszy dzień to prawdziwy leniwiec. Rano jak co rano pyszne owocowe śniadanko, a potem prosto na plażę. Błogi dzień nic nie robienia strasznie mi się podobał, zabrałam książkę pod pachę, ręcznik i wodę mineralną i położyłam się w cieniu palmy. Było mi tak dobrze, że nie miałam ochoty ruszać się stamtąd, ale po chwili przyszedł Kuba, powłócząc nogami po piachu i już wiedziałam że nie poleżę za długo, bo mężowi się nudzi. Wypożyczyliśmy więc maski do nurkowania i zabraliśmy się za odkrywanie przybrzeżnej rafy koralowej. Wieczór upłynął nam równie sympatycznie, bo po kolacji tubylcy dali mam świetny pokaz Fiafia, czyli Samoańskie tańce i śpiewy, oraz finałowy taniec z ogniami. Całe przedstawienie zakończyło się małą dyskoteką dla gości, ale my zmyliśmy się szybko na wieczorne pływanie i sami zrobiliśmy sobie dyskotekę w wodzie, wygłupiając się jak dzieciaki.
Z samego rana po śniadaniu spakowaliśmy nasze rzeczy, wpakowaliśmy się do autobusu i pojechaliśmy na prom, aby dostać się na wyspę Upolu, gdzie czekać mają na nas nowe przygody. Bez problemów dostaliśmy się na prom, ale tym razem nie do końca łódka na którą wsiedliśmy przypominała prom. Nie było żadnych miejsc siedzących, ludzie układali się na podłodze gdzie się dało, a my wpakowaliśmy się między samochody siedząc na plecaku, ale dzięki temu cały czas miałam horyzont na widoku i jakoś w miarę znośnie przetrwałam podróż.
Dobrze wiedzieć, że wystarczy mieć na oku horyzont. Jakoś wcześniej nie przyszło mi to do głowy i też się męczyłem.
OdpowiedzUsuń